25 grudnia 2015

All I want...

... for Christmas is you!


***
24 grudnia, Wigilia

Wyglądała jak dziesięć nieszczęść – zaspana, potargana, z resztkami makijażu na twarzy. Z niezadowoleniem wyszła z pokoju ziewając ostentacyjnie i potykając się o zwinięty dywanik, który powinien równo leżeć pod drzwiami łazienki, a obecnie znajdował się na środku korytarza. Wymruczała kilka niecenzuralnych słów pod nosem i przeszła do części dziennej, gdzie znajdowała się kuchnia, która była jej celem. Marzyła o gorącej herbacie, garści pierniczków korzennych, upieczonych dzień wcześniej przez sąsiadkę i przynajmniej, jeszcze dwóch godzinach ciszy. Wolała ten czas przespać. Teoretycznie kilka dni, a praktycznie cały grudzień był dla niej prawdziwym koszmarem. Nienawidziła przedświątecznego zamieszania, jak i samych świąt. Na ten czas, najchętniej zapadałaby w sen i budziła się dopiero 1 stycznia, w Nowym Roku.

Uważała, że Boże Narodzenie w pojedynkę nie ma sensu, a tym bardziej żadne kolacje, czy ubieranie choinki. Za oknem świeciło słońce, temperatura sięgała kilku kresek powyżej zera – niesprzyjająca atmosfera świąteczna, więc były to dni, jak wszystkie inne. Bez mrozu, bez śniegu, bez dekoracji i prezentów – to były święta Amy.

Zaparzyła herbaty, na talerz wysypała kilka ciastek i podeszła do dużego okna balkonowego spoglądając z zainteresowaniem na mieszkanie naprzeciwko, ze strzeżonego osiedla, gdzie domy były kilkukrotnie droższe niż te w budynku, gdzie mieszkała. Obserwowała, jak ktoś próbuje ustawić choinkę, która zapewne stanie się za chwilę jednym ze świątecznych atrybutów. Zaczęła się śmiać rozbawiona niepowodzeniami sąsiada. W końcu, po dwóch upadkach, choinka stanęła w głębi pokoju, a mężczyzna zorientował się, że był obserwowany. Uśmiechnął się i pomachał do Amy, która speszona odskoczyła do okna i pomknęła do swojej sypialni.

Ubrana w czarny porozciągany sweter, legginsy tego samego koloru, z włosami upiętymi w dość chaotyczny kok, z pewnej perspektywy przypominający bardziej kitkę, zarzuciła zimową kurtkę i niezapinając wyszła z domu, by zrobić zakupy na najbliższe dni. Tak samo, jak co dzień wybrała pobliski sklepik, gdzie można było dostać niemalże wszystko, od mydła do powidła. Skinęła głową ekspedientce, którą doskonale znała i ruszyła między regały.

Dwa kartony soków owocowych, warzywa na sałatkę, pieczywo, wędlina i kilkanaście różnorakich produktów przydatnych podczas, gdy sklepy będą zamknięta, a ona będzie siedzieć samotnie w domu. Wyciągnęła się sięgając na najwyższą półkę po butelkę ulubionego wina. Wrzuciła je do koszyka i zadowolona chciała ruszyć w stronę kasy. Zrobiła to za szybko i zbyt nie uważnie – wylądowała na tyłku, na wyłożonej płytkami podłodze sklepu. Zaklęła pod nosem i podniosła wzrok na postać, która stała przed nią. Najpierw dostrzegła sportowe obuwie, chwilę później dżinsy, zabawny świąteczny sweter, ale tym co sprawiło, że wstrzymała oddech, były oczy mężczyzny. Nigdy nie widziała tak głębokiego spojrzenia, tak wyrazistego koloru tęczówek. Czuła się zahipnotyzowana.

– Przepraszam. Wszystko w porządku? – odezwał się mężczyzna, wyciągając ku niej rękę.
– Tak. Sądzę, że tak. – Oderwała spojrzenie od jego oczu i nieco speszona ujęła dłoń, by wstać z zimnej podłogi. – Zagapiłam się.
– To wszystko wina wina? – spytał i zaczął się śmiać. – Jesus. – Przedstawił się.
Pokiwała głową.
– Amy.
Imię mężczyzny zaskoczyło ją, tak jak i jego oczy. Stanowiło to niebanalne połączenie.

Kucnęła, by zebrać zakupy, które wypadły z koszyka. Mężczyzna uczynił to samo, odstawiając swój koszyk pod regał. Uważał, że samo przepraszam nie wystarczy. Zawsze pomagał, bo wiedział, że coś takiego może się zwrócić w przyszłości. Podał Amy gotowe ciasto z makiem owinięte w folię uśmiechając się, jakby właśnie przypomniał sobie coś zabawnego.

– Obserwowałaś moje zmagania z drzewkiem!? – Wypowiedział dość entuzjastycznie z nutką niepewności, ale w 90 % był pewien, że się nie pomylił. To musiała być ona.
– Mieszkasz na przeciwko? – zawstydzona popatrzyła na niego spode łba. – Cóż za zbieg okoliczności – wymruczała pod nosem.
– W porządku. Pierwszy raz sam próbuję stworzyć w domu świąteczną atmosferę – odpowiedział w wyjaśniającym tonie.
Przyglądała mu się, gdy o tym mówił. Emanowała z niego pozytywna energia, a ten sweter w renifery i śnieżynki dopełniał wszystkiego. Poprawiła kurtkę, a koszyk pewniej złapała w dłoń.
– Gratuluję. Ja przestałam się w to bawić – posmutniała mówiąc to. – Pójdę już. Pewnie masz sporo roboty przed jutrzejszym dniem. Rodzina czeka. Wesołych Świąt! – dodała szybko.
– Wesołych Świąt! Do zobaczenia.
Posłała mu uśmiech i ruszyła do kasy. Zakupy już zajęły jej więcej czasu niż planowała.

Wychodząc ze sklepu myślała o nowo poznanym mężczyźnie. Podejrzewała, że był głową rodziny i tak, jak powiedział, sam próbował stworzyć atmosferę świąt dla żony i dzieci. W głębi duszy życzyła mu, jak najlepiej, jednocześnie żałując, że sama nie ma szansy na święta, jak za dawnych, młodzieńczych lat.

Wrócił do mieszkania z trzema torbami pełnymi zakupów, choć były to tylko produkty uzupełniające główne zakupy, jakie zrobił kilka dni wcześniej. Pochował wszystko do szafek, otworzył butelkę piwa i rozpoczął ubieranie choinki. Popatrzył na swoje odbicie w lustrze wiszącym nad kominkiem – zabawnie wyglądał w swetrze od mamy, która dla żartów wysłała mu to, jako dodatek do prezentu. Prezenty bratu i rodzicom wysłał tydzień temu, podarki od nich dostał dwa dni temu. Spędzali święta razem, w rodzinnym mieście. W tym roku nie wrócił do domu, sam właściwie nie wiedział dlaczego. Podjął taką decyzję z dnia na dzień. Dobrowolnie wybrał Manchester.

Na chwilę zatrzymał się przy oknie spoglądając w stronę balkonu i okna, gdzie rano, po raz pierwszy widział czerwonowłosą, która okazała się sympatyczną dziewczyną o imieniu Amy. Jednak tym razem nikogo tam nie dostrzegł. Pokręcił głową i wrócił do przystrajania choinki. Lubił święta i atmosferę, jaka im towarzyszyła.

Dziwnie się czuła, gdy przez cały czas w jej myślach błąkała się postać Jesusa. Był to tylko facet z sąsiedztwa, a utkwił w jej głowie. Starała się funkcjonować normalnie, ale ukradkiem spoglądała w odsłonięte okna z naprzeciwka.

Wyciągnęła ciasto z piekarnika i odstawiła na kuchenny blat do wystygnięcia. Nie miała pojęcia, jak zająć myśli, jak zorganizować sobie czas, by przeżyć ten i dwa następne dni. Serce podpowiadało jej jedno, a mózg drugie. Za oknem zapadał zmrok, choć godzina nie była późna. Niebo zachmurzyło się, jakby zapowiadało, że deszcz będzie towarzyszył wigilijnej nocy. Popatrzyła w okno, światełka na choince migotały, bombki i inne niebiesko-srebrne zdobienia odbijały światło mieniąc się pięknie.

W ciągu kilku sekund podjęła decyzję. Pobiegła do swojego pokoju, przebrała się. Wino spakowała w torebkę, ciasto polała lukrem i schowała w pudełeczku. Zgasiła światło i wyszła z domu.

Została zatrzymana przy budce ochroniarza i portiera w jednej osobie. Nie znała dokładnego adresu, ani nazwiska mężczyzny, a jednak wierzyła, że uda jej się wejść.
– Są święta, a ludzie nie powinni być sami, więc idź. Pierwsze wejście, mieszkanie numer 23. Wesołych Świąt! – Portier poinformował ją, gdzie powinna pójść i z uśmiechem pożegnał się, życząc wszystkiego, co najlepsze. Mówił też coś o opadach śniegu, ale Amy tego już nie wysłuchała.

Kuchnia wyglądała, jakby przeszedł przez nią huragan, nie lepiej było w salonie. Choinka wyglądała pięknie, ale porozrzucane dookoła opakowania, pojemniki i ubrania nie nadawały temu pomieszczeniu uroku. Na domiar złego dźwięk domofonu dopełnił wszystkiego – Jesus chcąc, jak najszybciej sprawdzić kogo licho niesie zrzucił pojemnik z mąką na podłogę. To był szczyt wszystkiego. Nacisnął przycisk otwierający drzwi nie pytając o nazwisko.

Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Przekręcił zamek i nacisnął klamkę. Ubrany w luźne dresowe spodnie i t-shirt, stojący na boso, a do tego ubrudzony mąką i innymi składnikami potraw, które próbował przygotować stał naprzeciw Amy, która całkowicie inaczej niż zapamiętał ją ze spotkania w sklepie. Miała na sobie czarne obcisłe spodnie, czerwoną bluzkę z dość dużym dekoltem, a na szyi wisiorek z czarnym kamieniem. Jej czerwone włosy w nieładzie, ale planowanym opadały na ramiona.

– Udało mi się. Przyszłam... – nie bardzo wiedziała, co powiedzieć, by miało to jakiś sens – raz jeszcze życzyć wesołych świąt, skoro tak lubisz ten czas, ale chyba wpadam nie w porę... – już wiedziała, że gada bez sensu i plącze się. – Proszę – wyciągnęła rękę z torebką w której było wino i taca z ciastem.
– Mówiłaś, że nie bawisz się w święta... prawda?
– Że ja się w to nie bawię to nie znaczy, że wszyscy też muszą to olewać.
– W ogóle, gdzie moje maniery. Wejdź, ale z góry przepraszam za bałagan.

Przekroczyła próg rozglądając się. Mieszkanie było ładne, na pewno drogie, ale skromnie urządzone. Ale nie sposób było nie zauważyć chaosu panującego dookoła.
– Mam problem z ciastem i pieczenią... – popatrzył na Amy. – Czego się napijesz sąsiadko...kawy, herbaty, wina?
Jego oczy znów zmroziły jej krew w żyłach. Odwróciła spojrzenie zatrzymując je na koszulce Manchesteru City wiszącej w oprawie na ścianie.
– Wina. – Odpowiedziała odwracając się w stronę Jesusa.
– Kieliszek wina za pomoc w kuchni? – zażartował.
– Umowa stoi. – Amy nie miała nic przeciwko. Roześmiała się radośnie.

Dwa kieliszki wypełnione winem stały na stoliku w salonie, skąd zniknęły ubrania, puste opakowania i butelki, a także wszystkie zbędne pudełka. Choinka rozświetlała ciemność barwnymi lampkami, a bombki mieniły się czarująco.

– Zaczekaj, nie w ten sposób – powstrzymała Jesusa przed zrobieniem jeszcze większego bałaganu i przejęła od niego miskę z mieszanką na ciasto. – Może poczekać, a skończmy sałatkę i przyprawianie pieczeni – wskazała na warzywa i przyprawy porozkładane na kuchennym blacie.
Od ponad godziny pomagała sąsiadowi, całkowicie bezinteresownie. Nie przypuszczała, że pod nosem ma kogoś, kto urozmaici jej choć kilka chwil. Czasem sąsiedzi okazywali się lepsi niż rodzina. Sąsiad z dołu pomagał jej w remontach, sąsiadka obok piekła wspaniałe ciasta i ciasteczka, a teraz sąsiad z naprzeciwka próbował swoich sił w kuchni.
– Ratujesz mi życie – wyjęczał ocierając czoło, co sprawiło, że pozostawił na swojej twarzy ślady z mąki.
– Nie przesadzaj. Pomoc sąsiedzka. – Wzruszyła ramionami. – Chcę byś właściwie wypadł przed rodziną.
– Spędzam święta sam.
Popatrzyła na niego zaskoczona. Przygotowywał jedzenia, jakby spodziewał się gości, a jednak było wręcz odwrotnie. Dlaczego? Nie musiała pytać, nie zdążyła. W czasie, gdy przygotowywała mieszankę przypraw do pieczeni, zaczął opowiadać.

– Zostało tylko ciasto! – klasnęła w umączone dłonie wzniecają tuman białego pyłu. – Będziesz miał wspaniałe Boże Narodzenie, prawie jak w domu.
– Będziemy, MY – zaznaczył wyraźnie.
Popatrzyła na niego, jak na ducha. Opowiedziała mu o świętach ze swojej perspektywy, ale nie spodziewała się niczego, nie narzucała się. Nie miała pojęcia skąd ten pomysł.
– Jak?
– Pomagasz mi. Bożonarodzeniową kolację zjemy razem. Jesteś na liście gości.
– Podobno się nie odmawia w takim przypadku.
W jej spojrzeniu było widać wdzięczność.
– Można odmówić, ale świąt nie powinno spędzać się samotnie.

Spojrzał na wyświetlacz telefonu, gdzie zegar wskazywał, że za pół godziny wybije północ. Nie wiedziała kiedy minęło te kilka godzin, ale nie mogła powiedzieć, by był to zmarnowany czas.
– Muszę lecieć. – Poinformowała Jesusa, który wyszedł z kuchni, by tak jak ona dopić resztkę wina znajdującego się w kieliszku.
Zapalił światło pokoju. Niemalże jednocześnie, Amy i Jesus, spojrzeli w stronę balkonu, gdzie światło latarni odbijało się w białym puchu. Spadł śnieg.

Przyglądali się, jak białe płatki wirują opadając na ziemię. Nikt nie spodziewał się śniegu, choć grudzień był miesiącem, gdzie powinno być biało. Pogoda długo nie pozwalała na radość z białego puchu, a wystarczyło kilka wigilijnych godzin.
– Pięknie! – entuzjazmowała się, spoglądając w stronę Jesusa zamilkła i wybuchnęła śmiechem. Dopiero teraz zauważyła, że ma zabawne ślady z mąki na nosie i policzkach. Przetarła jego twarz. Stojąc blisko niego i dotykając go czuła jej zadrżała, a jej serce przyśpieszyło.

– Czyli, do zobaczenia? – stał przy drzwiach, gdy Amy zakładała kurtkę i szykowała się do wyjścia.
– Jak ustaliliśmy, będę w południe. – Uśmiechnęła się. – Dziękuję za mile spędzony dzień.
– A ja dziękuję za pomoc.
Cmoknęła go w policzek i pomachała wychodząc na klatkę schodową.

***
25 grudnia, Boże Narodzenie *

Przebierała się trzy razy, bo bluzka nie taka, bo spódniczka pognieciona, bo getry zbyt babcine. Nie mogła zdecydować się na nic konkretnego, jakby szykowała się na randkę, a nie na kolację świąteczną. W końcu wyciągnęła z dna szafy czarne dżinsy i elegancką czarno-czerwoną koszulę. Włosy spryskała lakierem, usta pomalowała szminką, a rzęsy podkreśliła tuszem.

Zastanawiała się, jak to możliwe, że pierwsze, od kilku lat, święta spędzi w towarzystwie niemalże całkowicie obcego faceta, a jednak mimo to, nie była negatywnie nastawiona. Wręcz, gdzieś w głębi cieszyła się, jak małe dziecko. Wystarczyło, że cała niechęć do świąt została zlikwidowana, a właściwie uśpiona przez kilka miłych słów i czarujący uśmiech. Czasem tak niewiele potrzeba do szczęścia.

Małe zawiniątko, które było prezentem wykopanym z dna szafy, który nigdy nikomu nie został dany, ani wykorzystany, wcisnęła do ozdobnej torebki i zawiązała kokardkę. Miała nadzieję, że choć w małej części będzie to podarek możliwy do zaakceptowania.

Zanim wybiła dwunasta w południe, ostatni raz spojrzała w lustro, wzięła kilka głębokich wdechów i wyszła z mieszkania. Nim dotarła pod drzwi domu Navasa, po raz kolejny życzyła wesołych świąt portierowi i podarowała mu ciasto, które sama planowała zjeść w samotności, dopóki nie została zaproszona na świąteczną kolację.

– Cześć. – Przywitała się z uśmiechem na ustach przekraczając próg mieszkania Jesusa.
Kurtkę powiesiła w korytarzu, a gospodarza pocałowała w policzek witając się z nim serdecznym uściskiem. Emanowała pozytywną energią. Jesus ubrany w jasne dżinsy i białą koszulę wyglądał nieziemsko, jak na kogoś z takim imieniem przystało – bosko.
– Wyglądasz pięknie. – Zwrócił uwagę na wygląd Amy. – Zapraszam do salonu.

Amy postawiła torebkę z prezentem pod choinką, gdzie znajdowały się paczka starannie owinięta w ozdobny papier. Popatrzyła na Jesusa pytająco, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi poza czarującym uśmiechem.
– Mam nadzieję, że obcy mężczyzna z sąsiedztwa za bardzo nie przesadził. – Pokręciła głową śmiejąc się z wyglądu obecnej sytuacji.
– Święta, dziwne zrządzenia losu i magia tego czasu uzupełniają wszystko, a jak już wspominasz o sąsiedztwie to wcześniej, po prostu, nie mieliśmy okazji wpaść na siebie.
– Dosłownie. – Stwierdziła, dodając znacznie ciszej: – A szkoda.

Szybko minął czas od dwunastej do szóstej po południu. Wybiła godzina kolacji. Odsunął krzesło, by Amy mogła zając miejsce przy stole, a później sam usiadł naprzeciw niej. Na stoliku stało kilka półmisków, a w nich najróżniejsze potrawy kojarzące się ze świętami. Dookoła pachniało słodkościami, cynamonem, przyprawą korzenną i cytrusami. A gdzieś w powietrzy wyczuwalne było skrępowanie, ale i coś więcej, czego nie dało się sprecyzować.

Kolację zakończyli wraz z rozmową, która kilkukrotnie zmieniała tor tematyczny, ale mile urozmaicała czas, a przy tym próbowała zamaskować lekkie zawstydzenie. Czas płynął nieubłaganie.

Stanęli naprzeciw siebie, tuż przy drzewku bożonarodzeniowym. Nadeszła pora składania życzeń i wręczania prezentów. Oboje wydawali się nieco skrępowani.
– Chciałbym życzyć Ci, po prostu, spełnienia wszystkich pragnień, a przy tym ogromu miłości, zdrowia i pieniędzy. Wesołych świąt, a za rok mam nadzieję, że bardziej rodzinny świąt.
– Życzę Ci sukcesów, wielu pozytywnych chwil, spełnienia wszystkich świątecznych życzeń, jakie otrzymałeś. Nieskończonego uśmiechu na twarzy, spełnionej miłości, zdrowia, bo bez niego nie ma nic, a pieniądze... też by się przydały, więc jakkolwiek i cokolwiek chcesz niech będzie twoje. Wesołych Świąt!
– Sądzę, że teraz czas na prezenty. – Jesus przesunął czerwoną paczkę w stronę Amy, a sam sięgnął po granatową torebkę. – Mam nadzieję, że się spodoba.
Rozerwała papier, rozchyliła zdjęła wieko pudełka i przesłoniła twarz dłońmi, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Ten prezent nie równał się temu, co ona mu podarowała.
– Nie mogę tego przyjąć – wyszeptała odsuwając od siebie powoli pudełko.
– To nie ode mnie. To od Mikołaja. – Navas pokręcił głową i przewiesił krawat, tak by za chwilę móc go zawiązać. – Ja jestem zachwycony prezentem od Ciebie.
Pokręciła głową i wyciągnęła srebrną bransoletkę z opakowania.

Ściskając ją w dłoni podeszła do okna spoglądając na zaśnieżone uliczki i plac pomiędzy budynkami. Była w tym magia, której nie dostrzegała i było w tym coś jeszcze – uśmiech losu.
– Zapniesz bransoletkę? – wyciągnęła rękę przed siebie zwracając się do Jesusa stojącego przy stoliku, gdzie znów znajdowały się kieliszki i butelka wina.
Podszedł i ujął delikatnie jej rękę, chwilę później zapinając biżuterię na jej przegubie. Pasowała do niej, była prosta, elegancka, a jednocześnie miała w sobie coś wyjątkowego.
– W takim razie liczę na pomoc z krawatem – złapał za ciągle przewieszony na szyi ciemno bordowy krawat ze srebrną spinką.
– Służę pomocą.

Przysunęła się nieco bliżej i ujęła w dłonie dwa końce krawatu, by zawiązać go jak należy. Dłonią przejechała po karku Jesusa, a jego oczy roziskrzyły się. Dostrzegła dziwność tej sytuacji. Obcy sobie ludzie nie zachowują się w ten sposób, mają do siebie dystans i całkiem inny rodzaj skrępowania.
Podniosła spojrzenie, by móc uchwycić wzrok Jesusa.
– Czuję, że życzenia zaczynają się spełniać – uśmiechnął się, przyciągając Amy do siebie pocałował ją. – Powiedziałaś: "Jakkolwiek i cokolwiek chcesz niech będzie twoje." Tego właśnie chcę.
– To nie mógł być przypadek – odpowiedziała i odwzajemniła pocałunek.

* W Wielkiej Brytanii najważniejszym dniem świąt jest 25 grudnia – Boże Narodzenie, wtedy wszyscy zasiadają do uroczystej kolacji.

I don't want a lot for Christmas 
There's just one thing I need 
I don't care about the presents 
Underneath the Christmas tree 
I just want you for my own 
More than you could ever know 
Make my wish come true 
All I want for Christmas is you

_________________
Trochę się zagapiłam. Pisane na szybko, być może nawet za szybko. Przepraszam. Przy następnym jednoparcie będzie lepiej, więcej sensu, mniej przeskoków. Mam nadzieję, że to choć trochę się podobało. Pomysł z Jesusem przyszedł znikąd. Może kiedyś napiszę z nim coś więcej. Czy ktoś chciałby coś takiego przeczytać?
Wesołych Świąt wszystkim!